— Ale jeszcze jest lód.

Ślizgasz opuszkami po milimetrowej warstwie wody, aż zdrętwieją. Wtedy naciskasz zbyt długimi paznokciami. Krwi jest niewiele i szybko się rozpływa.
Tracisz zainteresowanie i idziesz po plastry.
Dłoń taje na coraz pewniejszym słońcu. Plastry nasiąkają, siadają na nich muszki i jest ci jakoś raźniej.