— I właśnie tak się bezproblemowo obiera pomarańcze!
— Tak naprawdę to wolę czerwone grapefruity.
A gdy Mały Książę mówił o codziennym wykopywaniu baobabów, na serio miałeś przed oczami baobaby i zastanawiałeś się nad kwestią pochodzenia ich nasion. No bo skoro tak cały czas rosną, to nasiona muszą skądś przecież przylatywać. A zatem jakby otoczyć planetkę gęstą siatką, można byłoby uniknąć żmudnych wykopek.
Wkładasz do ust niechlujnie obrany, ociekający sokiem kawałek grapefruita. Nad miską, z której co chwila sączysz kwaśny płyn. Na koniec wycierasz brodę wierzchem dłoni i oblizujesz palce.
Może to kwestia ilustracji.