— Sałatka warzywna?

— Przecież mówię.
Przyglądasz się raz jeszcze majonezowej papce na swym talerzu. Gdzieniegdzie przebija się przez nią pomarańcz zbłąkanej marchwi czy niezdrowa zieleń konserwowego groszku. Dźgasz to niemrawo posrebrzanym kiedyś widelcem.
— Czemu nie jesz?
No właśnie, czemu nie jesz? Wzywasz na ratunek pieprz i zmieniwszy za jego pomocą odcień papki, zaczynasz ładować ją bezceremonialnie w otwór gębowy. Da się przeżyć, zapewniasz siebie co chwilę. Kontrolujesz to.
Możliwe, że ten zalążek pewności siebie generuje na twej twarzy jakąś aproksymację uśmiechu.
— No widzisz, jest smaczna. Zaraz podgrzeję bigos.
Uh. Oh. Ciekawe czy ma tabasco.