— Zgodnie z zaleceniami z butelki Nałęczowianki,

przyjmuję dwa litry wody dziennie. Głównie pod postacią chleba i wina. A rano i w południe kawy.
— Wydajesz się być z siebie bardzo zadowolony.
— Bo dziś niedziela, nie było potrzeby zaczynać dnia od kawy.
Msza jest tak samo fantastyczna jak za czasów dzieciństwa, ale twoja odporność bardzo zmalała. Gdyby nie żarty podchmielonego kuzyna, trudno by ci było wytrzymać. A tak, nawet wczuwasz się w rolę.
— To nabożeństwo za dziadka, zachowaj choć trochę powagi! — Strofujesz przekonująco.
Jakaś babcia przed wami odwraca się i piorunuje cię wzrokiem. Próbujesz pokazać, że to nie ty, ale ona już nie patrzy.
— Dzwoniła ciocia Halinka, była bardzo zniesmaczona twoim dzisiejszym zachowaniem.
Wahasz się między wybuchem zdziwienia, że tak wygląda teraz ciocia Halinka, a obarczeniem winą kuzyna. W końcu jednak, kiwasz tylko głową i wiosłujesz rosół.