Andersen by napisał,

że smartfon dopiero zaczynał się przyzwyczajać do swego użytkownika, gdy ten kupował sobie nowy i nasz smartfon kończył swój żywot będąc maltretowanym przez dłonie młodszego rodzeństwa.
Hemingway napisałby, że GPS nie działał podczas tego polowania. Zasięgu zresztą też nie było. Zdany sam na siebie, użytkownik dokonał naprawdę imponujących rzeczy (których zupełnie nie spodziewał by się po nim jego własny ojciec). Na koniec jednak nadeszła śmierć z rąk słonia.
Miłosz i Szymborska na początku lubili smartfony. Byli wręcz do nich entuzjastycznie nastawieni. Z czasem jednak zaczął doskwierać im brak prywatności, przymus ciągłego bycia dostępnym. Przemianę ich poglądów dokładnie dokumentowały za pomocą słów i sesji zdjęciowych kolorowe magazyny.
Użytkownik u Gombrowicza miał smartfon i ekstensywnie z niego korzystał. Ale nie miał Facebooka, czym budził powszechne zgorszenie.
U Dicka użytkownika łączyła ze smartfonem skomplikowana relacja. Była to bezczelna maszyna, która w najmniej odpowiednim momencie wyświetlała zdjęcia byłych żon. W slocie na kartę SD miała zawsze jakiś dziwny narkotyk. Koniec przygody miał opowiedzieć sam smartfon, ale skończyła mu się bateria i każdy musi się sam domyślić.