Balansujesz na blacie stołu czubkiem nosa.

Jakoś tak. Masz cerę przetłuszczającą się i rozpostarte dla większej równowagi ręce.
Z pobliskiej sosny zeskakuje wiewiórka. Przebiega cię od prawej dłoni do lewej i niknie w leszczynach. Za wiewiórką pędzi kuna, więc raczej jest już po zmroku. Pędzi tą samą drogą, co trochę boli nos.
Pościg nie ma żadnego związku z twarzą i blatem, ale i tak z goryczą uświadamiasz sobie, jak mało prawdopodobne jest by za kuną biegł jeszcze lis.