Bardzo chciał prowadzić nocny tryb życia.

Mieć lekko podkrążone oczy, jednodniowy zarost, nieznacznie zaburzoną motorykę. Mówić poznanym przy barze osobom (gdy już uda mu się zogniskować na nich mętnawe spojrzenie) wiesz, prowadzę nocny tryb życia, to dlatego to wszystko i uśmiechnąć się w taki smutno niepewny sposób. Że niby się trochę wstydzi, ale tak naprawdę nie ma wyboru, bo przecież taki (nocny) tryb życia świadomie wybrał.
Ale nie mógł wybrać. Bo tu, kurwa, zawsze było ciemno. Nigdy nie nastawał dzień, co wykluczało jakiekolwiek tryby. Każdy, siłą rzeczy, pracował na zmiany, a przy barze rozmawiało się o pierdołach w stylu myślisz, że może kiedyś będzie jasno?
Przecież gdyby się wygadał z tym nocnym trybem, to by go wzięli za idiotę.