Był pierwszy dzień czwartej klasy

i goblin nie miał siły unieść mojego plecaka.
Tata się tym bardzo zmartwił. Powiedział, że nas raczej nie stać nas na wynajęcie kolejnego trolla. Spytał mamy, czy może nie lepiej byłoby kupić mi po prostu taki plecak na kółkach. Albo żebym spróbował sam ponieść. Tata kiedyś sam nosił.
Mama popatrzyła na tatę w dokładnie taki sam sposób jak patrzy na mnie gdy znowu jestem cały uświniony, albo chce mnie spytać co zrobiłeś tej podłodze / ścianie / innej powierzchni płaskiej ale jeszcze nie panuje wystarczająco nad głosem, aby zacząć wypowiedź.
Gdy tata był już odpowiednio zmiękczony spojrzeniem, mama stwierdziła, że jej dziecko nie będzie samo chodzić z plecakiem jak plebs czy hołota. No, chyba, że przeniesiemy mnie do publicznej szkoły. W końcu i tak nie zapowiadam się jakoś szczególnie. Tam to sobie mogę nawet chodzić z książkami w sklepowym koszyku. Albo w wózku, jak nie uniosę. Bo pewnie nie uniosę.
Tak właśnie dostałem pierwszego trolla.