Był to jeden z jego najfajniejszych dni ever!
Było tak super, że zostało samo wrażenie bycia super, bez faktycznej pamięci zdarzeń!
I byłoby tak wiecznie super, ale nocą zleciały się kolibry, aby mu wyssać z rzęs kryształki. Bowiem kolibry to zazdrosne istoty, będące na ciągłym pyłkowym haju i nie mogące znieść, że ktoś też może prawdziwie żyć chwilą. Założył więc okularki do pływania i pochwycił paletkę do ping ponga. Kolibry padały jak muchy, ale przez legendarną nieszczelność polskich mieszkań, cały czas pojawiało się ich więcej.
Walczył dzielnie, ale w końcu okularki, wbrew zapewnieniom producenta, zaparowały. Gdy je ściągnął, kolibry obsiadły mu rzęsy i wyssały, co było do wyssania, do cna.
Zaczął się potem myć codziennie, w nadziei, że kryształki powrócą. Na próżno.
Zostało jedynie trochę osadu na okularkach, dzięki czemu mógł bez obrzydzenia chodzić na basen.