Były tylko trzy małe schodki.
Na ten pierwszy prawie nikt nie wchodził, na drugi tylko staruszki, a trzeci to właściwie nie wiadomo, czy był jeszcze schodkiem, czy już częścią podłogi pięterka.
I jeszcze na nie wszystkie opuszczała się rampa ze sklejki, żeby matki z wózkami mogły najpierw odstawić wózek w bezpieczne miejsce, a potem schylić się i mocować z zawiasami, aby następnie udać się po wózek i unieść go na tylnych kołach, umożliwiając przednim kołom pokonanie krawędzi rampy, po czym użyć tylko trochę więcej siły by go (w miarę stabilnie dla bagaży na tej siatce między kołami, ale niezbyt stabilnie dla pasażera) wepchnąć na pięterko. O dziwo, większość matek wybierała odwrócenie się z wózkiem i wciągnięcie go, schodek po schodku, bez asysty opuszczanej rampy i pozorów stabilności.
Osoby same będące na wózkach nie miały gdzie odstawić siebie w bezpieczne miejsce, co wprawiało w zakłopotanie tych ze sprawnymi nogami.