Co wieczór robisz sobie podsumowanie dnia.

Takie jak w serialach. Istotne chwile splecione piosenką. Masz do wyboru dwie. Eye of the Tiger i Poker Face.
Każdego dnia, starasz się żyć tak, aby pasowało do któregoś z utworów.
A pewnego dnia kierowca autobusu okazuje się kolejnym kierowcą autobusu z predylekcją do amfetaminy. Przez ulice twego miasta naprawdę, kurwa, mknie.
Trochę masz stracha, ale też się cieszysz, bo będzie pasować do obu piosenek. Tylko, że nagle kierowca uznaje, że to już zjazd z Poniatowskiego, a to wcale nie jest zjazd, tylko jeszcze barierki, z których mknący w najlepsze autobus bardzo niewiele sobie robi.
I tak, lecicie sobie w akurat wezbrane wiślane odmęty, a Życie, mimo tylu ćwiczeń, nie chce ci przelecieć przed oczami w rytm wcześniej wybranych przebojów, tylko, nie wiedzieć czemu, nucisz sobie do pustki Stokrotkę.