Czasem, ale nie często, jakiś krwiożerczy potwór

porywa człowieka, a naprawdę nie jest to łatwe – ludzie zbyt często zmieniają zdanie, kluczą po chodnikach, wstępują nagle do sklepów, przesiadają się w autobusach, tłoczą razem pod wiatami przystanków, skręcają samochodami w zakorkowane ulice – zaiste, złapanie człowieka to nie lada sztuka. No więc zazwyczaj taki potwór musi się zadowolić czym popadnie: żulem śpiącym na ławce, grubasem srającym w krzakach, emerytką co zbyt rano wyszła z psem, i tak dalej.
Czasem nawet masa netto jest dość wysoka, ale masa samego odcieku (z wytopionym tłuszczem, oczywiście – tłusty potwór to martwy potwór) ledwo starcza na obiad i parę słoików przetworów z kiszek, szpiku czy innych wnętrzności. Trudno z tego utrzymać rodzinę, a honor nie pozwala żreć zwierząt czy samobójców.
Jasne, łatwiej jest o człowieka na wsi, czy w trzecim świecie, ale kto by chciał tam mieszkać. Dlatego coraz więcej młodych potworów zostaje jednak ludźmi, ku rozpaczy rodziców.