Droga od przystanku do domu

nie była zbyt długa. Jednak drzewa i krzewy zasłaniały ją na tyle skutecznie, by uzasadniać wysyłanie eskorty.
Zazwyczaj był to dziadek, który i tak nic o tej porze nie miał w telewizji.
A więc, czy słońce czy deszcz, wyganiany przedwcześnie z domu zrzędliwymi głosami matki i córki, dziadek sterczał jak kołek na pozbawionym ławki i jakiejkolwiek osłony przystanku. Ku ogromnej uciesze dziatwy z gimbusa, z wyjątkiem, rzecz jasna, dziatwy która akurat na tym przystanku wysiadała.
Z tak dużym wyjątkiem, że gdy pewnego dnia na przystanku nie czekał nikt, dominowała ulga.