Idąc na przełaj lasem,

natknął się na niewielką polanę zawierającą żurawia wieżowego, potocznie zwanego dźwigiem.
Nie był to najmłodszy żuraw. Trawę i mech polany, a także pnie, gałęzie i liście okalających ją drzew pokrywała rudobrązowa warstwa rdzy.
Pewnie pochodzi jeszcze z poprzedniej cywilizacji, pomyślał, złuszając patykiem resztki żółtobrązowej farby.
Nagle uderzyły go słowa.
— E, kurwa!
Uderzyły, bo zostały wykrzyczane z taką intensywnością, że zdawały się posiadać własną, niemałą masę. Słysząc je, czuł się zobligowany do przerwania wykonywanej czynności, a nawet upuszczenia patyka.
Zadarł głowę do góry. Hen, wysoko, z kabiny sterującej wychylała się brodata głowa. Zdziwił się trochę, bo oczekiwał że na głowie będzie kask czy hełm, ale potem pomyślał, że przecież jak się jest tak wysoko, to są małe szanse, że coś jeszcze na ciebie spadnie.