Ilość osób czekająca na przejściu dla pieszych
nie pozwalała nikomu przejść.
Było to przejście często obserwowane przez policjantów, ukrywających się za słupem z afiszami. Piesi (będący stałymi bywalcami tych świateł) doskonale o tym wiedzieli. Choć tym razem żaden z nich nie dostrzegał nawet daszka czapeczki czy też końca pałki wystającej zza słupa, to każdy zakładał, że może przejściowy sąsiad, stojący przecież pod trochę innym kątem, dostrzega ów daszek, pałkę albo może antenę radia, i powstrzymuje go to przed wyjściem na pasy. Po co więc ryzykować dwie stówy, czy ileś.
Tymczasem nic nie jechało, a czerwony ludzik lśnił i lśnił.