Jakaś zabłąkana kropla uderzyła w źdźbło trawy.

Listek dosyć mocno sprężynował, przez co potrącił go odnóżem przeskakujący nad tym wszystkim konik polny. Wyrżnął prosto w dorodny kwiat koniczyny, z którego drugiej strony pracowicie zgarniała pyłek pszczoła.
Lekko tym wkurwiona, pszczoła poderwała się by ten nerw wylatać i wybzyczeć.
— Musiałeś ją jakoś sprowokować — mówi mama wyjmując ci żądło.