Jedząc w gościach zupę

trafiłeś na ziele angielskie. W domu byś nim pstryknął w kierunku zlewu. Tutaj położyłbyś na skraju talerza, ale to miska.
Rozglądasz się dyskretnie po współbiesiadnikach i stwierdzasz, że to chyba jedyne ziele angielskie w całej zupie. A także, że nawet gdyby to był talerz, w ich obecności nie położyłbyś nic na skraju.
I tak, ziele ląduje tam, skąd je wyłowiłeś. Starałeś się je umieścić na uboczu i dodatkowo przygnieść kawałkiem ziemniaka, ale parę łyżek później znów masz je przed ustami.
Już bez rozglądania, oddajesz je ponownie czeluściom własnej zupy.
Za trzecim razem decydujesz, że ziele angielskie jest przecież jadalne.