Już pod kołdrą wzdychasz głęboko.

To było takie pożegnanie z dzieciństwem. Kolejne w tym roku, więc zapomnisz o jego szczegółach do następnego weekendu.
Ale na razie cię suszy i swędzi. I za ciepło. Pamiętasz, kiedy przestałeś sypiać w piżamach, ale nie umiesz przywołać momentu gdy zacząłeś kłaść się w koszulce i bokserkach noszonych za dnia. Wijąc się, zdejmujesz ubranie i spychasz je z łóżka, przewracając przy tym prawie pustą butelkę wody.
Ta resztka jakoś wystarcza na pragnienie, a kanciasto obcięte paznokcie na swędzenie. Chyba coś rozdrapałeś na tyłku.
Budzisz się z pełnym pęcherzem i niepełnym wzwodem gdy jeszcze nie jest rano, ani nawet nad ranem. Bez większej nadziei pochylasz się kaleko nad muszlą by jej bardziej nie zalać. W sypialni następujesz lekko mokrą stopą na koszulkę i bokserki. Po niezgrabnej chwili masz je już na sobie.
Znów pod kołdrą, masz ochotę westchnąć głęboko, ale dwa razy w ciągu nocy to lekka przesada.