Latem smród był tak ogromny,

że osiągnął samoświadomość.
Wchodził do krwiobiegu przez płuca, i tak poznawał serca użytkowników szaletu.
Do jesieni wydawało mu się że ma pełen obraz natury ludzkiej.  Było to jednak złudzenie, bo jednostki wybitne - ludzie sztuki, politycy czy blogerzy nie korzystają przecież z publicznych kibli. Jeśli akurat nie dewastują łazienek w hotelach, lub nie cykają sobie fotek w toaletach centrów fitness, to leją na ulicy, co potem można obejrzeć na portalach plotkarskich.
I tak, co roku, smród mając w sobie jedynie skumulowane doświadczenia szarych, bezwpływowych mas, próbował przejąć kontrolę nad światem. Ale ludzie tylko oddychali płycej, nakładali t-shirt na twarz albo zasłaniali się apaszką. A nos mieli w telefonie.