Leciał Bryan Adams na przemian z Aerosmith.
I tylko to mogło lecieć. Bryan Adams lub Aerosmith. Na przemian. Piosenka w Piosenkę. Aerosmith. Bryan Adams. Aerosmith. Bryan Adams. Crazy. Run to You. Amazing. Summer of 69. Walk this Way. Please Forgive Me. I tak dalej. W przeraźliwie długiej pętli, bo to płodni artyści byli.
Zawsze czekał na Falling in Love (Is Hard on the Knees). Choć nie do końca, bo potem zawsze leciało All for Love i miał torsje.
Mijały piosenki, ale nikt nie zjawiał się, aby spytać dlaczego. Nawet jakiś pies, żeby smutno popatrzeć i domagać się ulgi przy pomocy drapania za uchem. Nawet jakiś kot, który udawałby, że nie słyszy.
Mijały piosenki. a on błagał w myślach, aby Aerosmith wydało nową płytę, żeby pętla się uaktualniła o te kilkanaście utworów, w tym, co najmniej, dwa przeboje. Nawet Bryan Adams mógłby coś wydać. Ale lepiej, żeby Aerosmith.
Może naprawdę jeszcze żyją.