Legendę Mahoniowej Palety
można czasem usłyszeć szeptaną po punktach skupu.
Znajomy był operatorem wózka widłowego, akurat tego dnia był trzeźwy, bo brał antybiotyk. Od razu wiedział, że coś jest nie tak. Widły weszły w nią jak w masło, właściwie to podniosła się sama. A dałby się pokroić, że jej zawartość wielokrotnie przekraczała masę wózka! Aż wysiadł, żeby zobaczyć. A było na co patrzeć! Mieniła się brązem i czerwienią. I zdobienia! Tak, miała zdobienia, płaskorzeźby wręcz! Skomplikowane, hipnotyzujące wzory. Wyjął latarkę i podszedł pod nią by się lepiej przyjrzeć. I wtedy wózek się obalił. Zginął na miejscu.
— To kto ci to opowiedział?
Na hali był też jego kolega, wszystko widział. Ale słuchaj, jak uprzątnięto cały rozpierdol, to wyobraź sobie, nie znaleziono pod spodem żadnej palety. Jedynie te zdobienia odciśnięte we krwi…
Legenda Mahoniowej Palety.