Lisek spierdalał co sił w łapach,
gdy go olśniło, że przecież i tak go złapią, więc na chuja mu to całe cardio przed śmiercią.
Zatrzymał się więc na polance i czekał.
Po chwili, na polankę wpadły psy w przebraniu klaunów. Widząc liska, zatrzymały się i zaczęły obczajać polankę, jakby oceniały, czy jest dobrym miejscem na postawienie cyrku. Lisek wiedział jednak, że chcą go po prostu otoczyć.
— No dalej! — chciał warknąć, ale wyszło mu coś pomiędzy jęknięciem i skowytem.
Klaunopsy spokojnie dokończyły otaczanie. Największy, w brunatnej peruce, podszedł do liska.
— Obawiam się, że będziemy musieli cię teraz zajebać. Takie mamy rozkazy, ale też fajnie poćwiczyć na kimś, kto nie odda.
— A stroje klaunów? — wycharczał lisek.
— Każdy może ubierać się jak chce. Chciałbyś nam zabronić? — wyszczerzył zęby klaunopies.
Dalej poszło już gładko, dla psów. Już po chwili resztki liska żywo kontrastowały z zielenią polanki.
— Dobra robota chłopcy! — pochwalił psy łowczy. — Stroje też się świetnie sprawdziły! Myślę sobie, że powinniście w nich zostać.