Matula ci dała na drogę warkocz sera.
Pizda. Wszyscy pewnie dostali w krążkach, albo w klinach. Ale nie, kurwa, ty musiałeś warkocz.
Idziesz i czujesz jak ci się ten warkocz, jebany, w tobołku kołysze.
— Zara, kochani, stajemy na brancz! — drze tłustą mordę proboszcz.
Chuj, chuj, chuj. Kurwa, kurwa.