Męski, dżinsowy płaszcz.

Tak jak dżinsowa kurtka, tylko, że dużo dłuższy, za łydki.
Jak się wchodziło po schodach, to on muskał te schody. Jak się szybko obróciło, to on szumiał. A jak się chciało podnieść rękę do góry, bo się znało odpowiedź, albo potrzeba było złapać poręcz w środku komunikacji, to on w tym podnoszeniu skutecznie przeszkadzał.
Nawet podrapać się w potylicę z zakłopotaniem było trudno. Choć można bezpiecznie uznać, że mając na sobie taki płaszcz, jest się niewrażliwym na wszelkie zakłopotania.
A gdy nagle spadł deszcz, płaszcz przybierał na wadze dwadzieścia kilo, co najmniej. Dziesięć tysięcy kroków zaczynało wreszcie przypominać prawdziwy trening.
Wystarczy, że znasz odpowiedź, nie musisz się tym chwalić. A ze mną na sobie, nie musisz się czegokolwiek trzymać.