Mieścisz to wszystko w torbie z Leclerc’a i zostaje jeszcze miejsce.

Zastanawiasz się, czemu myślisz kategoriami w rodzaju „wszystko” i (uważnie nie zerkając na któryś z wszędobylskich krzyży czy krzyżyków), czy może nie tęsknisz.
Tęsknota często zapełniałaby całkiem torbę i czasem by się z niej wylewało, a czasem chrupałoby w niej czy mlaskało. Z czymś takim jesteś bardziej w domu.
Wysypujesz zawartość torby na krawężnik. Część spada na ulicę, część na trawnik. Coś tam brzęczy w studzience. A torba jest za ciężka aby ulecieć.