Myjąc podłogę,

znowu nie zadbałeś o suche przejście. Stoisz zatem na ostatnim niemokro brudnym skrawku, czekając aż dookoła wyschnie. Dla zabicia czasu wspierasz się na mopie. Ostrożnie, by nie wyciekła z niego ani strużka.
Najcieńsze z najdalszych warstw wody łączą się z powietrzem stopniowo znikając dla oczu. Bardzo stopniowo, bo jesteś niecierpliwym wyżymaczem. Zaczynają boleć cię nogi. Zupełnie jak na stałej ekspozycji w muzeum.
Zataczasz mopem wilgotniejszy okrąg. Uznajesz, że jest dobry, więc od koniuszka lewego klapka rozpoczynasz spiralę. Ciekawe, czy ją potem przeskoczysz.