Na koniec czytasz i to nie ty to napisałeś.
Jakbyś sprawdzał papier po wycieraniu i miał pewność, że nie jadłeś tych ziarenek.
Sięgasz pamięcią, jak siatką liście z basenu, ale wszędzie jest czysto. Dla pewności wskakujesz, więc woda mętnieje i są rybki. Nie te przyjazne, co lekko gryzą palce, tylko takie, co uciekają poza zasięg kończyn, a potem obserwują bezczelnie.
Podpływasz do krawędzi, łapiesz ją i wybijasz się. Jesteś pewny, że powinieneś zahaczyć stopą, a co najmniej kolanem, ale dajesz radę tylko podbródkiem, gryząc sobie język.
Tuż obok okazują się schodki. Kilka poślizgnięć i woda znów jest czysta. Mrugnięcie, i jej nie ma, jesteś suchy, a język nie krwawi.
Sięgasz pamięcią, jak koparka na cmentarzu, jak gapienie się na chodzącą pralkę z cudzymi rzeczami. Interesujące, ale to nie twoja historia przeglądania.
I kto cię tak ubrał.