Na parterze podaje pasztetem.
Takim tanim, z resztek kurcząt. Wczoraj za to, słodko-delikatnie zawiewało ziołem.
To pewnie ten chłopak, co ma niefortunnie prześwitujące rolety, przez co widać, że jego sylwetka cały czas ogląda sport.
Pojedyncza osoba monopolizuje doznania ważnego zmysłu na całej przestrzeni wspólnej jednego poziomu! A tak naprawdę wszystkich, bo przecież jakoś trzeba wchodzić i wychodzić.
Bardziej niż tolerujesz zapach pasztetu z rana. Przywodzi ci na myśl Mazury. Jeszcze tylko przykryć posmarowaną kanapkę grubą warstwą mieszanki musztardy i ketchupu, zabarwić wrzącą wodę torebką z suszem, zrobić pssst puszce piwa i pełnowartościowe śniadanie.
Nie da się na raz westchnąć i wydłubać językiem spomiędzy trzonowców resztek musli.