Na Słońcu jest właściwie tak samo jak u nas,

ale wszyscy mają dużo wyższe pensje.
No i jest tam tylko jedna praca – bierze się atomy wodoru i je ściska, żeby powstał atom helu. Niby łatwizna, ale trzeba uważać, żeby się na czas odsunąć, bo można się napromieniować i poparzyć, jak w tym serialu na HBO.
Raz na Wielkanoc, przyjechał Wujek ze Słońca (jak głupek w trzech swetrach chodził, a i tak się trząsł). I jak już wszystkim rozdał zajebiste prezenty, to się strasznie pokłócił z Wujkiem ze Śląska, górnikiem. Żeby ten sobie kolektory w ogródku postawił, a nie, wyngiel na prund kopie, tylko dlatego, że dziadek i pradziadek też kopali. Słońce, to jest technologia przyszłości i nikt tam nie narzeka na jakość powietrza. Aż Wujek ze Ślaska zaczął rękawy podwijać i mówić, że żałuje, że kilofa ze sobą na Wielkanoc nie wziął.
Na szczęście Mama zaczęła na nich krzyczeć i się zaraz uspokoili. A potem im coś długo tłumaczyła, a oni kiwali głowami. Nawet na początku trochę słuchaliśmy, ale przypomnieliśmy sobie o prezentach, więc poprosiliśmy o odejście od stołu i poszliśmy się bawić.