Nakleiłeś na skaleczone kolano liść babki zwyczajnej.
Jako spoiwa użyłeś śliny zmieszanej z krwią, więc po trzech krokach opatrunek leżał w trawie. Przykleiłeś następny i starałeś się poruszać w specjalny sposób. Na dotarcie do domu, gdzie w końcu mogłeś przykleić prawdziwy opatrunek, zużyłeś jakieś trzydzieści listków.
Nigdy nie przywiązywałeś jakiejś szczególnej wagi do higieny kolan, a i sam plaster był dobrej jakości. Gdy po tygodniu w końcu odpadł, twoim oczom ukazała się drobna, rumiana blizna.
By nie zostawiać nic przypadkowi, pozwoliłeś psu sąsiadów ją polizać.