Nałożyłaś kurtkę na koszulę nocną.

I niezawiązane buty na gołe stopy.
To jest ten bezszelestnie padający śnieg, który, zanim się obejrzy, tworzy pierzynę. I już kilkaset płatków kłuje cię w łydki, a puszyste grudki (na razie) orzeźwiają stopy.
I choć szkoda ci zwalniać kroku by zapiąć kurtkę (zacina się zamek), to przystajesz by strząsnąć puch z każdej dostatecznie niskiej gałęzi.
Dlatego masz już zdrętwiałe palce, gdy przychodzi ochota zrobić miasteczko igloo ze skompresowanego śniegu w śladach twoich butów. Wychodzą bardziej szałasy.