Nikt tak naprawdę nigdy nie pyta bogów o zdanie.

Trochę to krępujące, gdy każdy twój wyznawca zdaje się zawsze wiedzieć lepiej od ciebie co akurat jest fajne a co nie. Nawet jak mu się wydaje, że pyta cię o zdanie w modlitwie, czy za pomocą grzybów (albo jedno i drugie na raz), tak naprawdę chce tylko potwierdzenia siebie.
Niby plan się spełnia. Zadania są realizowane i koniec jest jasny. Ale ten cały jazgot pośrodku. Aż się żałuje, że się w ogóle zaczynało.
— Nie, to nie tak! On nas kocha i dlatego dał nam wolną wolę!
I jeszcze to przeświadczenie, że się mówi na temat.