oparty o ścianę, bez możliwości przewrócenia jej, siada wreszcie i kryje głowę miedzy kolanami, dzieci otaczają go półksiężycem, wszystkie są kaukaskie, zaczyna padać kapuśniak
dzieci wiedzą, że nie będzie dzisiaj bajki, ani nawet pouczającej opowieści, on nie odezwie się wcale, a kiedy przyjdzie czas na obiad wszyscy wstaną by rozejść się
z samego czubka ściany spada maleńki kawałek tynku na sam czubek jego głowy, ale nim osiąga włosy trafia chyba na gęstsze powietrze i rozbija się na mgiełkę, dzieci śmieją się, jest siwy
dwie ulice dalej domy są mniejsze i dzieci jest mniej, siedzą naokoło pani, która opowiada z mozołem ucząc podstaw nie zwracania uwagi, na początku nawet i tym dzieci były zachwycone, teraz już trochę umieją
z sufitu odrywa się żyrandol i spada powoli, tak by każdy mógł zauważyć i krzyknąć ostrzegawczo, nikt go nie dostrzega, więc zrezygnowany nabiera na ostatnim metrze zawrotnej prędkości i rozbryzguje się na jej lewym ramieniu
jest również miejsce, gdzie nie ma dzieci, tu na jednym łóżku siedzą naprzeciw siebie i nucą powoli czekając
z samego czubka dnia odrywa się ciemność