Pewnego dnia.

Tylko, że to wcale nie zdawał się być pewny dzień.
Poranek zwlekał z nadejściem, nie robiąc sobie nic ze spoglądających ku oknom oczu.
Gdy zawodzą oczy, należy posłuchać.
— To nie jest tak, że ja zwlekam, to Noc nie chce się dziś wynieść! — od razu sprostował Poranek.
— A czemu miałabym chcieć ustępować? Moje wiarygodne źródła twierdzą, że właściwie nikt nie ma ochoty dziś wstawać! Nie pozostanę na to głucha! — Odburknęła Noc.
— Oni używają zegarków, ty głupia! Wstaną niezależnie od światła! — wściekał się Poranek.
— Ha! Kto tu jest głupi? — żachnęła się Noc. — Zegarki jedynie mierzą Czas, nie powodują jego przepływu! — wyjaśniła. — Jeśli ja nie odejdę, Czas nie będzie miał po co ruszać!
Poranek, jak przystało na idealistę, zaczął beczeć. Noc słuchała z zażenowaniem.
— Dobrze, już dobrze! — wykrzyknęła, nie mogąc znieść szlochów. — Znajdź mi jedną istotę, która chcę wstać, a sobie pójdę!
— Naprawdę, zrobisz to? — zachlipał Poranek.
— Jak tylko mi kogoś takiego pokażesz, to zniknę aż do samego Wieczora! — obiecała Noc.