Pistolet na wodę napełniasz oliwą z oliwek.

Z wytłoczyn oliwek, nie wydaje Ci się że jest tu potrzebna extra virgin. I pryskasz główki od sałaty w ogródku dziadków. Tutaj koniecznie powinien wkroczyć jakiś element fantastyczny, uznajesz. Ale nie dzieje się nic poza natłuszczeniem sałaty.

Koło obiadu mama idzie do ogródka po składniki i głośno wyraża swe zdziwienie. Przychodzi więc i babcia i obie zaczynają debatować. Na szczęście, nie uznają za konieczne smakować. Do mięsa i ziemniaków jest dziś mizeria.

Tymczasem w trzeciej sałacie od lewej od strony wejścia do ogródka siedzi ślimak. Zajada on jak gdyby nigdy nic i nawet narrator nie wie czy mu to smakuje.

Zostajesz przyłapany gdy czyścisz pistolet Ludwikiem. Wieczorem, dziadek w rękawicach wyrywa wszystkie sałaty i nawet nie wrzuca do kompostownika. Lądują prosto w śmieciach.

Do tego czasu narrator zapomniał już o ślimaku.