Po prostu czasem było ci trudno wstać.

Przespałeś całą drugą wojnę światową i obudziłeś się już jak Bierut był prezydentem. Ale w ogóle okres bycia sowiecką satelitą wspominasz jak przez mgłę.
Po osiemdziesiątym dziewiątym kojarzysz już lepiej. Czasem wypadł jakiś dzień czy tydzień. No, przedrzemałeś całe premierowanie Marcinkiewicza, ale przecież to była chwilka.
Na początku trudno ci było zasnąć jako obywatelowi republiki antyrosyjskoislamskiej, ale już miesiąc później chrapałeś jak za Hitlera.
Do jawy wróciłeś już na marsjańskiej kolonii. Tu w ogóle sen się ciebie nie imał. Myślałeś nawet, że doczekałeś wreszcie swojego miejsca. Niestety odkopaliście te starożytne organiczne roboty i cię ścięło na całe Wojny Przodków.
Najpierw to się nazywało Imperium Ziemskie, potem Wspólnota Galaktyczna, na koniec już nikt tego nie nazywał, bo po co. Czasem trzeba było coś spacyfikować, albo coś wprowadzić, ale zazwyczaj tak daleko, że tylko trochę ziewałeś.