Poddałeś się z domofonem,

więc zacząłeś powoli wsuwać dłoń między pręty ogrodzenia. To całkiem zgrabna kobieca dłoń, owinięta od oczywistej strony skrawkiem gustownej chustoceraty przytwierdzonej do skóry kolorowymi zszywkami. Stanowczo uznajesz, że ktoś ją zostawił na trawniku w przyjaznej antycypacji twego właśnie nadejścia.
Oczywiście, przemyka ci przez myśl, że jakaś siła może zaraz pochwycić trzymaną przez ciebie dłoń, a potem przerzucić przez ogrodzenie tasak, zszywacz i ceratę. I dopiero gdy twoja własna dłoń obejmie źdźbła trawy, furtka otworzy się. Albo, że urodziwa pani domu podziękuje Ci za przyniesienie dłoni (ach, więc to tam się podziewała), po czym zedrze ceratę i przytwierdzi ją sobie do kikuta jak gdyby nigdy nic. I tak dalej. Przemyka i przemyka.
Mimo to, masz niezmąconą pewność, że nie zgadniesz. A rozwiązanie, jeśli w ogóle do czegoś takiego dojdzie, będzie zarazem stymulujące jak i oczywiste.