Przetrwawszy śmiertelne igrzyska lata,

jesienią zaskoczone muchy zastygają na tynku zewnętrznych ścian. Nie na wieczność, bo są organiczne, a i domów nie buduje się tak jak ongiś.
Równie zmarznięte, ale dla odróżnienia żywe, długonogie nie-pająki podchodzą do trucheł z nadzieją posilenia.
Prawdopodobnie jednak ten żółtozielony glut wypełniający odwłok muchy (tak pożądany przez polujące na nie drapieżniki i tak nielubiany przez czyścicieli kapci, gazet i łapek) zastyga po jakimś czasie i nie daje się wyssać przez zwykłe nadgryzienie.
Więc mucha, w nienaruszonym dla oka laika stanie, zostaje na tynku.
Gdy wracasz następnego dnia, już jej nie ma. Drwina z obserwatora.