Robak nie powinien był wchodzić temu panu do ucha.

Nie podoba mu się tu. Jest lepko i ciasno, prawie jak wtedy gdy za daleko zapuścił się w martwą mysz. Tylko, że wtedy udało mu się wyjść samemu, a teraz jakoś się tak zaklinował.
Może jedynie czerpać satysfakcję z tego, że pana musi teraz głośno boleć.
No nic, trzeba poczekać aż ktoś go teraz wyjmie i liczyć, że może przestraszy się na tyle, że upuści i da się zwiać w podłogę.
Młoda laryngolog wyjmuje go takim ssakiem. I chyba jest nadzieja, bo ma łzy w oczach! Może w ogóle się pobeczy i wybiegnie rzucając przyrząd gdzie popadnie!
— Niech pani mi to da — wzdycha pielęgniarka.