Rzeczy zostają zakolorowane.

Eufemistycznie mówiąc. Takim mazakiem. Tam gdzie kotek miał oczy, są czarne nachodzące na siebie kreski. Tam gdzie miał dwie łapki, jest jedna, przerośnięta, nachodząca na krzaczek, obok którego wcześniej tylko siedział. Z ogonkiem naprawdę jest źle, bo jest już częścią chmurki, niebezpiecznie blisko słońca.
A to był tylko jeden rysunek. I jeden mazak, taki zwykły, bez zmieniania barw. Spoglądają za siebie, nad siebie, a przed siebie może najmniej szczególnie. Błąd polega na myśleniu, że może nadejść czyjaś kolej. W ogóle pojęcie kolejności.
Tamtemu kotkowi ciężko jest sobie wyobrazić jakieś gdzieś indziej, ale?