Rzucasz swą wyimaginowaną partnerkę życiową.

Wyjaśniasz jej, że to tak naprawdę ona cię zostawia, byś na pozostałe ci jeszcze lata mógł wreszcie poznać kogoś prawdziwego.
— Spójrzmy prawdzie w oczy, a raczej spójrz na siebie. To nie jest realne. — Broni swego istnienia jak umie najlepiej.
— To już na mnie nie działa, byłaś dobrą nauczycielką.
Zostawiasz ją w strugach deszczu albo innej mgle. Albo lepiej, zawozisz do lasu.
Patrzy chwilę za tobą, ociera z czegoś twarz i znika pośród listowia.
Deszcz o maskę a palce bębnią ci o kierownicę.