Strumyk płynął sobie poprzez Półmrok dna wąwozu.

Był to jeden z tych przyjaznych Półmroków, powstały w skutek bujności okolicznej wegetacji. Pogodę ducha utrzymywał w nim stale szelest liści, bzyk owadów, świergot ptaków i właśnie szmer strumyka.
Bywały jednak chwile, gdy Półmrokowi brakowało żołnierza piechoty morskiej w pełnym kamuflażu. Albo strudzonego podróżnika, który przysiadł na jednym z kamieni by wyżąć skarpetki. Albo chłopca szukającego zabłąkanej kozy.