Szarlotka była jeszcze gorąca.

Zużyła swe ciepło by rozkosznie sparzyć opuszki palców, wargi, zęby z dziąsłami, język i przełyk. Gdy osiągnęła żołądek, jej temperatura była już temperaturą spożywającego ją łapczywie ciała.
Nigdy nie poczuję prawdziwego ciepła westchnął zawiedziony. Po niezliczonych niepowodzeniach z herbatą i kawą, wiązał duże nadzieje z tą dymiącą jeszcze szarlotką.
Kolejne kawałki lądowały w jego sokach. I kolejne. Jak niezliczone razy wcześniej, zmuszony był zadowolić się uczuciem pełności.