Szelki zamieniają się w trójgłowego węża.

— Daj mi chociaż dojść do mojej klatki! — Błagasz go, by kły dalej trzymały twe spodnie.
Wygląda na to, że może się udać. Gdy jednak przechodzisz bramę osiedla, dociera do ciebie woń śmietnika. Do węża dociera jeszcze bardziej. Trzy rozwidlone języki wysuwają się, a ciebie przechodzą ciarki.
W spodniach wokół kolan patrzysz jak wąż odpełza wirując wokół własnego środka w stronę niezbyt świeżej kolacji. Patrzysz jak zahipnotyzowany, nawet nie rejestrując dezaprobaty sąsiadów z dziećmi.