Teren skrupulatnie ogrodzono,

aby nie pouciekały.
Ale poza tym, były całkowicie wolne. Mogły chodzić gdziekolwiek i nigdzie nie były w szkodzie. Co kilkaset metrów stały ogrzewane budki w których mogły komfortowo przenocować. Codziennie zjawiali się wolontariusze, którzy je doili (aby nie pękły im wymiona), po czym kłócili się gdzie wylać to mleko, aby nie szkodziło środowisku (w końcu, okazało się, że najsensowniej jest wziąć niewegańskich wolontariuszy, którzy piliby mleko).
Oceniano, że jeszcze jakieś kilkadziesiąt pokoleń i wolne krowy zaczną mieć znowu naturalne laktacje. I koło wyzysku zostanie przerwane.
— A może by tak zmodyfikować genetycznie? — spytał wolontariusz od picia mleka. — Byśmy się szybciej z tym uwinęli. Moja znajoma jest…
Posłano po wszystkożernych wolontariuszy (świnie) w celu pozbycia się zwłok.