Tłusto, słono i wieprzowo.
Od pokoleń, z matki na córki, przekazywane były umiejętności gotowania tak, by małżonek zszedł w okolicach emerytury. A daj boże wcześniej. Dawało to sporą szansę na kilka, czy kilkanaście lat spokoju przed własnym, nieuchronnym końcem.
Oczywiście, tak jak szczepionki, było to rozwiązanie opierające się na statystyce. Nie brało pod uwagę, że niewielki procent kobiet będzie na serio zakochanych (w dawnych czasach, zanim rozpowszechniła się fotografia, nikt i tak nie posiadał narzędzi, by pokazać otoczeniu, że kocha naprawdę).
Tak więc, wśród niezliczonej ilości związków szczęśliwie zakończonych tą techniką kulinarną, była trochę mniej niezliczona ilość szczęśliwych związków przedwcześnie nią zakończonych. Bo, po prostu, nie wiedziano jak gotować inaczej.
Ale, tak jak ze szczepionkami, liczy się tutaj dobro ogółu. Wszak nawet sami mężczyźni otwarcie przyznają, że dobrze by się stało, gdyby większość innych mężczyzn jak najszybciej padła trupem. A obiad bez mięsa to nie obiad.