To był naprawdę wielki maślak.

Stał sobie na polanie jak gdyby nigdy nic, gdy spadła mu na kapelusz czapka leśniczego. To prawda, że wielu leśniczych pije a potem chodzi po lasach. Las nie ma za bardzo za złe, jeżeli akurat jest dzień. Nocą las zmienia zdanie i ogólnie mało wybacza. I nie przechodzi właściwie nad niczym do porządku właśnie dziennego.
Ale to był dzień, kiedy ta czapka zleciała z głowy na kapelusz maślaka. Więc las nie zareagował. Nocą las przejawiałby brak reakcji w sposób jednoznacznie wrogi.
Maślak był duży i nietknięty przez robaki, także uznał że czapka mu się należy. Leśniczego o braku czapki poinformowała żona. Czapka była zielona mniej więcej jak polana, toteż trudno ją było znaleźć. Tym bardziej maślaka pod nią.
No ale czas. Maślaki kiepsko znoszą więcej niż kilka dni, niezależnie ile to wypada w latach maślakowych. Zapadł się i zgnił, a leśniczy w końcu znalazł czapkę.
Ale wielki maślak co miał na kapeluszu jeszcze czapkę. Mówię wam, niezły widok.