To był zbyt krótki i zbyt skąpy deszcz,

by zapewnić dostateczną ilość wilgoci na przejście całej szerokości ulicy. Wraz z ostatnimi kroplami, chmury odsłoniły słońce i rozpoczęło się parowanie. Pomrów czarniawy dotarł do jakiejś jednej trzeciej i zaczął wysychać. Spróbował zawrócić, ale pomrowy nie są w tym zbyt biegłe. Jego ostatnią podróż dokumentował lśniący na asfalcie bazgroł śluzu, będący jednocześnie jedynym dowodem, że ma się do czynienia z martwym ślimakiem, a nie porcją kociego gówna.