To, że się czegoś nie uzupełni na czas,

samo w sobie nie jest niczym złym. Zwłaszcza jak się ma tego czegoś więcej w szafce. Mydło w płynie na przykład. I to prawda, że jest ścisła zależność między stopniem zużycia szamponu a częstotliwością goszczenia koleżanek.
Rzeczy w szafie i koleżanki w wannie nie biorą się jednak z powietrza. Trzeba na nie zapracować.
Czasem praca wymaga od nas nadgodzin. My, ufni w ich opłacalność, znikamy z domu na całe dni. Służbowo. Zdarza się nam nawet nie spakować porządnie, i to my wtedy zużywamy czyjeś mydło i szampon. Jest to całkiem przyjemne, a po powrocie dodatkowo odkrywamy, że udało się nam się sporo wszystkiego oszczędzić.
I właśnie dlatego piszę to później.