Utrzymujesz się w niepewności.
Zawsze jesteś w stanie wymienić pięć zmysłów, za każdym razem zaczynając od równowagi. I to bez wyliczania na palcach.
To jest taka zawiesina słów „chyba” i „może”. O gęstości woni dwudniowych bokserek. W środku lata. Tkwisz w niej trochę za blisko sufitu, gdyż nie uśmiecha Ci się spadanie na podłogę.
Gdy ktoś wchodzi do pokoju, udajesz że czytasz. To prawda, że i tak czytasz, ale udając czujesz się pewniej.
Ale granica zagadywania przeniosła się już dawno poza czytanie czy sen. Paple się nawet do tych w śpiączkach. Więc co jakiś czas ktoś zadaje Ci pytanie.
Odpowiadasz z druzgocącym przekonaniem.